Właśnie obejrzałem "Wożąc panią Daisy" i po raz kolejny przypomniałem sobie, że kiedyś, zanim został celebrytą wyrobnikiem, produkującym taśmowo muzyczne potworki, był bardzo dobrym kompozytorem. W filmie sprawia naprawdę pozytywne wrażenie.
Nie wiem czy celebryta to dobre określenie (mimo dużej popularności jest jednak dość skrytym człowiekiem), ale co do reszty się zgadzam. Co najdziwniejsze na FW jest właśnie najbardziej (prze)ceniony za współczesne "dokonania".